Artykuł, przepis pochodzi z www.wiescidladomu.pl • Hotblog
Stanisław Waraksy przy ulu

Rodzina Stanisława Waraksy zajmuje się pszczelarstwem od czterech pokoleń. On sam ma pasiekę od około 10 lat, ale pszczoły latają nad jego głową od urodzenia.

Gdy jechałam do Bartoszówki koło Leśnej na Dolnym Śląsku, październik zbliżał się ku końcowi. Zwykle o tym czasie pszczoły układają się do zimowego snu, ale tego dnia nic nie wskazywało, że lada moment na Pogórzu Izerskim zapanuje zima. Pana Stanisława spotykam przy ulach. Ma ich 27 w różnych kształtach i kolorach. Niektóre z nich stoją tutaj od prawie 10 lat i są świadkami pamiętnej Wielkanocy, która dała początek bartoszówkowej pasiece.

Znad mazurskich jezior w góry

Dziadek pana Stanisława miał 3 ule, dzisiaj ma 93 lata i jest zdrowy jak ryba. Jego syn, a zarazem ojciec mojego rozmówcy, po 50 latach aktywnego pszczelarstwa, przekazał pszczele bogactwo jednemu ze swoich trzech potomków, ale nie był nim pan Stanisław, który życie ułożył sobie w Bielsku -Białej. Tutaj pracował w FSM i poznał przyszłą żonę Krystynę, a ta urodziła im czwórkę dzieci. To, że dzisiaj mieszkają na Dolnym Śląsku, jest zasługą właśnie żony. Krajobraz podgórski zawsze był bliski jej sercu, nie dziw więc, że to ona znalazła dom, były Wiejski Dom Kultury, w którym dzisiaj mieszkają i z którym związane było marzenie o życiu w trzy, a może i cztery generacje pod jednym dachem. Warunki ku temu są, bo ogromny dom z czterema kondygnacjami i powierzchnią użytkową ok. 1.000 m², dałby schronienie kilku generacjom, ale dzieci, oprócz najmłodszego syna - jeszcze kawalera, poszły swoimi drogami, niestety daleko położonymi od malowniczej Bartoszówki. Pocieszające jest to, że zarówno jeden z synów, jak i wnuczek interesują się pszczołami i przyjeżdżają tu na wakacje.

Wielkanocny gość

Pszczelarska przygoda zaczęła się w Wielkanoc 10 lat temu. Jeden ze świątecznych gości był weganem, co znaczyło, że zdrowa żywność była dla niego ważna. Nie chciał pić alkoholu ani jeść ciasta, ale podarował swojemu gospodarzowi 17 uli. Ot tak, po prostu. Owadzie domki były tak zapraszające, że już po krótkim czasie zamieszkały w nich pszczoły, zapoczątkowując pszczelarską przygodę pana Stanisława. Ule były typu „warszawskiego”, ale tego nietypowego, coś między „warszawskim zwykłym” i „warszawskim poszerzanym”, więc nic do nich z wyposażenia nie pasowało. Teraz sukcesywnie wymieniane są na ten drugi typ. Nietypowych zostało jeszcze 7.

Pszczeli mikrokosmos

Stoimy na łące, na której zakwitły po raz drugi gorczyca i facelia. Nic nie wskazuje na to, że jest już 28 października. Słońce przygrzewa z temperaturą późnego lata, słychać odgłosy ptaków, obok fruwają pszczoły i motyle. Rozmawiamy oczywiście o pszczołach, które fascynują pana Stanisława. Te malutkie owady mają wspaniały wzrok, zwłaszcza trutnie i matka. W poszukiwaniu kwiatów pszczoły potrafią pokonać drogę do 5 kilometrów. Krótsze trasy przelatują 8-10 razy dziennie z szybkością do 40 km/h. - Potrafią mieć różne nastroje, wściekać się i być agresywne, a najbardziej w okresie kwitnienia gryki, bo ta nektaruje w godzinach porannych między godziną 8 a 10 i gdy pszczoła doleci do niej przed południem, gdy jest najcieplej, wścieka się, że się spóźniła i do tego jeszcze nie wie, dlaczego - opowiada pan Stanisław. Pszczoły są świetnie zorganizowane.

W okresie letnim pszczela rodzina może rozrosnąć się do 60- 80 tysięcy. Ich logistyka współżycia mogłaby pomóc w rozwiązaniu niejednego konfliktu międzyludzkiego. Tego, że pszczoły są pracowite, nie podważy nikt, a komplement „pracowity jak pszczółka” usłyszałby chętnie każdy. Pszczelarz musi być nie tylko pracowity, ale i zrzeszony. Pan Stanisław należy do Koła Pszczelarskiego w Lubaniu. Jako jego członek ma prawo ubiegać się o dotacje oraz przydział refundowanych leków. - Leków? A po co są pszczołom potrzebne leki? - dziwię się, a mój rozmówca spieszy z wyjaśnieniem: - Tak, po ostatnim miodowaniu stosuje się u pszczół leki przeciwko warrozie, czyli roztoczom, które są pasożytami i największym wrogiem pszczół. Zwłaszcza zimą są one dużym zagrożeniem zagrożeniem dla owadów, wiążących się w tym czasie w tzw. „kłąb zimowy”, w którym panuje temperatura ok. 30 stopni, idealna dla rozwoju warrozy. Gdyby nie stosować tego leku, na wiosnę ule byłyby puste lub inaczej mówiąc - pełne martwych pszczół.

Pracowite wakacje pszczół

Ule wywożone są każdego sezonu w okolice kwitnących pól i łąk. Pan Stanisław bardzo dba o to, aby było to zdrowe środowisko. Najmilsze są mu pola ekologiczne, ale jeśli takowych nie ma, bo np. rzepak spotykany jest rzadko w ekologii, to w porozumieniu z rolnikiem, zamyka ule na czas oprysku. Również na przydomowych polach posiada łąki w naturalnym stanie, gdzie pszczoły mogą w okresie międzyi posezonowym latać z kwiatka na kwiatek. Repertuar uzupełnia potężna, rosnąca tuż przy domu lipa. - A jakie miody przywożą z wakacji podopieczne pszczoły? - Zaczyna się wszystko w końcu kwietnia rzepakiem, po nim kwitnie mniszek lekarski, gryka, facelia, gorczyca, lipa, a z nią przychodzi czas na miód spadziowy drzew iglastych i liściastych. Pracowity sezon wakacyjny kończy się wraz z latem, pod koniec września.

O ty trutniu

O kimś, kto jest darmozjadem, utarło się mówić, że to truteń. Pan Stanisław staje po jego stronie: - Truteń jest samcem pszczoły. Potrafi w okresie swojej aktywności przemieścić się do 10 kilometrów w ciągu dnia. Ma świetny węch, którym znajduje pszczołę matkę. Podczas swoich przelotów jest w stanie wejść do kilku uli i nie zostać z żadnego przegoniony. Tzw. strażniczki nie wpuszczą obcej pszczoły, ale jego tak. Wykorzystuje to i objada się tym, „czym chata bogata”. A jednak darmozjad - myślę sobie. Pan Stanisław jakby czytał w moich myślach i kontynuuje temat: - Pszczela rodzina jest tylko wtedy kompletna, gdy ma matkę, robotnice i trutnie, których może być na- wet do 2.000. Te ostatnie mają nie tylko przywilej zapłodnienia matki (podczas godów udaje się tylko 2-3 trutniom, tym najsilniejszym, najszybszym, zbliżyć się do niej, ale mogłaby kopulować nawet z 14!). Można też powiedzieć, że tworzą one zdrową atmosferę w ulu i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo wytwarzają odpowiednią temperaturę w jego wnętrzu. Matka po okresie godowym jest w stanie wrócić do ula z zapasem nasienia na 4-5 lat, czyli na całe swoje życie. Zostaje królową, a truteń pozostaje trutniem aż do swojej śmierci w sierpniu, kiedy już nie jest w ulu potrzebny. Wypędzony na zawsze z ula przez pszczoły-pracownice, ginie śmiercią głodową. Taki los trutnia.

Anna Malinowski
Drukuj
Źródło: https://wiescidladomu.pl/wiejskie-zycie/sylwetki/12-o-bartoszowkowym-mikrokosmosie?tmpl=component&print=1&layout=default