Artykuł, przepis pochodzi z www.wiescidladomu.pl • Hotblog
Marta Piechota w Górach Kaczawskich

Marta Pachota to nie tylko ładna, 30-letnia, energiczna kobieta. Jest również rolniczką, żoną i matką na gospodarstwie, a nawet dwóch. Do jednego z nich, tego w Strzyżowcu koło Jeleniej Góry, najlepiej dojechać samochodem terenowym.

Gdy umawiam się z panią Martą na spotkanie, ta mówi mi od razu, abym dała znać, gdy dojadę do Strzyżowca - ona po mnie wyjedzie. Uśmiecham się pod nosem, bo jeszcze nie wiem, że bez pomocy mojej rozmówczyni pewnie szukałabym jej do dzisiaj. Czekam pod umówionym kościołem, a już po chwili, w tumanach kurzu podjeżdża samochód terenowy. Wyskakuje z niego ładna kobieta, uśmiecha się i prosi, aby jechać za nią.

Jedziemy krętymi, stromymi dróżkami, a ja myślę ze zgrozą o tym, jak wygląda tutaj dojazd zimą. - Ach nie jest tak źle! Dajemy radę! - odpowiada radośnie pani Marta, gdy dojeżdżamy do wysoko i malowniczo położonego gospodarstwa. Jest październikowe popołudnie. Zachwycam się widokiem, a moja rozmówczyni zaprasza do swojej terenówki i mówi: - Pokażę pani jeszcze coś lepszego! Jedziemy stromą ścieżynką przez pastwisko należące do gospodarstwa. Julka, 4,5-letnia córka, wtóruje pracy silnika swoim dziecięcym głosikiem i opowiada o ulubionych zwierzętach, czyli kotach i psach na gospodarstwie. Naszym oczom ukazują się zwierzęta, tyle że „trochę” większe, a mianowicie bydło rasy Charolaise. Jest ich około 100 i chodzą dostojnie po pastwisku, które przypomina raj. Soczystozielona trawa odcina się ostro od lasów rozłożonych na pobliskich wzniesieniach i mieniących się liśćmi z wszystkimi kolorami jesieni. Na majestatycznym horyzoncie Śnieżka i Śnieżne Kotły. Bajka! Teraz rozumiem, co miała na myśli pani Marta, mówiąc, że pokaże mi coś „lepszego”.

Maciejowiec pani Marty

Pani Marta pochodzi z rolniczej rodziny. Dziadkowie i rodzice mieli gospodarstwa, więc jako dziecko Marta Pachota otoczona była ciągnikami, zwierzętami i polami. Nic dziwnego, że jej edukacja poszła w tym kierunku. Z wykształcenia jest technikiem rolnikiem, technikiem żywienia oraz ukończyła studia ekonomiczne w trybie zaocznym. Z rodzicami i młodszym bratem mieszkała najpierw w Maciejowcu, potem rodzice kupili były PGR w Zalesiu. To tam właśnie gospodaruje wraz z rodzicami młodszy brat Michał. Maciejowiec przypadł wraz z domem i 27 hektarami pani Marcie. Pamięta, że był to prawie prezent gwiazdkowy, gdyż zapis odbył się 15 grudnia 2004 roku. W kolejnym roku przystąpiła do programu „młodego rolnika”, kupiła najpierw jednego konia, potem drugiego. Poświęciła się swojej wielkiej pasji, czyli koniom i rozpoczęła studia ekonomiczne. Gospodarowała jako panienka do momentu, gdy poznała przyszłego męża Sławka, też rolnika. Zakochali się w sobie, pobrali, a owocem ich miłości jest wspomniana już Julka. Decydując się na wspólne życie, stanęli przed dylematem „obrabiania” dwóch gospodarstw. Ponieważ u męża gospodarstwo było większe i były na nim krowy, zdecydowali się na wspólne życie u niego, czyli w Strzyżowcu. Na pewno trudno byłoby transportować krowy w nowe miejsce, a poza tym - gdzie one miałyby takie piękne pastwiska, jak tutaj?

Na dwóch gospodarstwach

W Maciejowcu jest 27 hektarów, z czego większość to pola orne. W płodozmianie uprawia się tam pszenicę, owies i rzepak. Strzyżowiec to 90 hektarów, gdzie na pastwiskach wypasają się wspomniane krowy, a na gruntach ornych uprawia się pszenicę, owies, rzepak, pszenżyto i kukurydzę. Park maszynowy jest kompletny i wystarcza na obydwa gospodarstwa, które prowadzone są w trybie konwencjonalnym. Pod jednym dachem mieszkają trzy generacje: pani Marta z mężem i córką, teściowie oraz brat i siostra męża.

Jak wygląda dzień w gospodarstwie? - Wstaję po 6 i zaczynam od obrządków przy indykach, gęsiach, kurach i dwóch świnkach. O 7.30 odwożę Julię do przedszkola do Siedlęcina, robię zakupy i wracam, aby ogarnąć gospodarstwo domowe, ugotować obiad, a potem znowu odebrać córkę. W zależności od pory roku lecę do ogródka, który bardzo lubię, lub idę zrobić obrządki u krów. Uwielbiam jeździć na ciągniku. Żeby tylko mąż mi na to częściej pozwalał, bo jestem chyba pojętną traktorzystką. Wie pani jak ja się świetnie czuję, gdy wsiadam na ciągnik? Czuję się wtedy 10 centymetrów większa! - rozbrzmiewa perlisty śmiech.

Zaglądamy do pełnego dyń ogródka. Jeszcze teraz na krzakach jest pełno malin. - A co jest dla pani najtrudniejsze? - pytam. - Gotowanie… Najgorsze jest to wymyślanie jadłospisu i mówię to ja, technik żywienia - znowu śmiech.

Pani Marta majsterkuje namiętnie. Spod jej rąk wychodzą stroiki, wieńce - również dożynkowe, zakładki do książek, bombki, dekoracje świąteczne, a nawet drewniane domki dla lalek. Robi na drutach i szydełkuje z zawrotną szybkością. Gdy nie może dać sobie rady z krochmalem, to bierze lakier… do drewna. Taka Zosia-Samosia.

Młoda kobieta udziela się również społecznie. Przydają się tutaj jej umiejętności artystyczne. Nie ma dożynek bez wieńców plecionych wspólnie z koleżankami. Gminne święto plonów to przygotowywanie stanowisk promujących sołectwo, konkursy, zabawy. Wszystko to powoduje, że pani Marta czuje się w Strzyżowcu jak w domu. Zbliżają się święta. Jakie będą? -Będą takie, jak zawsze, czyli takie, jakie pamiętam z własnego dzieciństwa. Tradycyjny barszcz z uszkami, pachnąca choinka po sufit, a na niej zrobione przeze mnie bombki i własnego wypieku pierniki. Uwielbiam okres przygotowań do świąt, odświętne krzątanie się, majsterkowanie, robienie prezentów dla najbliższych i lukrowanie z córką pierników.

Fendt dla męża i nie tylko

Pani Marta jest zwolenniczką ekologii, zdrowego odżywiania się. No i trudno się dziwić, bo przecież z wykształcenia jest między innymi technikiem żywienia. Nie udało się jej dotychczas przekonać męża do prowadzenia gospodarstwa w trybie ekologicznym. Argument wyższych zbiorów w konwencji jest silnym argumentem i podstawą egzystencji. No, ale jest jeszcze przecież Maciejowiec. Może tam uda jej się kiedyś otworzyć agroturystykę, a pola przywrócić naturze? - O agroturystyce lub pensjonacie marzę od dwudziestego roku życia. Gdybym wygrała w totolotka, najpierw kupiłabym mężowi ciągnik marki Fendt, w Maciejowcu przeprowadziła remont, a na górce, gdzie byłyśmy, postawiła altanę widokową.

Pani Marta uśmiecha się, ale jest w tym uśmiechu nutka powagi. Nie zdziwiłabym się, gdyby już wypełniła kupon loterii.

Anna Malinowski

 

Drukuj
Źródło: https://wiescidladomu.pl/wiejskie-zycie/sylwetki/11-na-malym-grzbiecie-gor-kaczawskich?tmpl=component&print=1&layout=default